niedziela, 19 maja 2013

Niespodzianka xx


Moje życie zaczęło tracić sens, a umysł co raz częściej zaczął podsuwać pomysły jak ze sobą skończyć. Kolejna zwykła, szara nastolatka potrzebująca pomocy i szukająca oparcia w najbliższych osobach, lecz nawet tutaj nie dostaje swojego ukojenia. Byłam sama, nie mogąc liczyć na nikogo. Problemy w szkole i z rodziną zaczęły mnie przerastać
                Sytuacja w domu – awanturujący się ojciec, nadużywający alkoholu i matka, której najczęściej nie ma, sama uciekając przed swoim mężem. A w szkole? Z braku odpowiednich warunków w domu oceny nie są najlepsze, co równa się zostaniu drugi raz w tej samej klasie, a brak jakichkolwiek znajomych zamyka pasmo nieszczęść.
                Na początku ukojenie dawało mi nacinanie swojej bladej skóry, w zaciszu łazienki, gdzie tylko tam nie mógł mnie dorwać pijany ojciec. Żyletka z czasem stała się swoistą przyjaciółką. Polubiłam moment, w którym czerwień krwi spływała wolnym strumieniem po moim nadgarstku, lądując na białych kafelkach. Czułam wtedy jakiś dziwny spokój. Nie raz miałam ochotę mocniej przycisnąć ostrze żyletki , aby zakończyć swoje marne życie, ale zawsze tchórzyłam. Okazywałam się zwykłym pieprzonym tchórzem.
- Otwórz te drzwi, mała suko! – wydarł się ojciec, tak że podskoczyłam na swoim miejscu, w rogu łazienki. Po raz kolejny był pijany, po raz kolejny chciał wyładować na mnie swoją złość, ale dzisiaj było gorzej niż zawsze. Wdarł się do domu ledwo utrzymując się na nogach i od razu powędrował w moją stronę i uderzył prosto w twarz, tak że wylądowałam na podłodze. Zdążyłam się pozbierać i szybko chowając się w łazience, przed jego kolejnym ciosem. Może się awanturował, ale nigdy mnie jeszcze nie uderzył. Po moim obolałym w tym momencie policzku płynął strumień słonych łez. Tego już naprawdę było za wiele, nie mam już siły. „Musisz ze sobą skończyć” – podpowiadała moja podświadomość. Tak, właśnie dzisiaj zakończę to wszystko. Odejdę.
                Pierwszą myślą było to, aby podciąć sobie nadgarstki. Jednakże to była zbyt powolna śmierć. Nagle umysł podsunął obrazy mostu, pod którym w dużej odległości znajduje się rwący nurt rzeki. To jest to. Szybko podniosłam się na nogi, cicho podchodząc do drzwi. Ojciec chyba odszedł, ale wiedziałam, że nie odpuścił. Uchyliłam drzwi, spoglądając przez małą szczelinę, z lekkim strachem oraz z dziwnym oczekiwaniem. Nie widziałam go nigdzie, więc szybko pokonałam drogę do drzwi wyjściowych.
- Wracaj tu! – usłyszałam ten głos, który zawsze będzie mnie przerażał. Głos mojego ojca, cóż za paradoks. Wybiegłam, aby nie zdążył mnie złapać. Moment później musiałam się zatrzymać, dostałam zadyszki. Zwolniłam, przy okazji nasuwając kaptur na głowę, kiedy zaczęły z nieba spadać duże krople deszczu. Dopiero teraz zauważyłam, że całe niebo było usnute prawie, że czarnymi chmurami.
                Szłam, kierując się w stronę mostu, który miał to wszystko zakończyć. Deszcz przybrał na sile, kiedy dotarłam już do upragnionego celu. Złapałam się dłońmi szarej poręczy, oddychając głęboko i lekko się uśmiechając. Przeszłam na drugą stronę poręczy, zacieśniając swój uchwyt na poręczy i wychylając się. W dole ujrzałam rwący nurt rzeki, szybko płynąca woda obijała się o kamienie rozpryskując się. W tym momencie czułam się szczęśliwa. Szczęśliwa od bardzo długiego czasu. To uczucie, gdy zaraz moje nędzne życie miało się skończyć.
- Ej! Nie ruszaj się! – usłyszałam nie znany głos, nie wątpliwie skierowany do mnie. Obejrzałam się, lecz deszcz utrudnił mi widoczność. Nie widziałam osoby, która to wypowiedziała, ale na pewno był to dosyć młody mężczyzna.
- Kto tu jest? – powiedziałam, ale nadal się nie ruszając się ze swojego miejsca. W tym momencie dostrzegłam zbliżającą się do mnie postać chłopaka. Był wysoki, a jego mokre włosy przyklejały się do czoła. Ciągle do mnie podchodził, zatrzymał się przy mnie mając możliwość spojrzeć mi w oczy.
- Czemu chcesz to zrobić? – szepnął, a jego przenikliwe zielone oczy taksowały moją twarz z lekkim przerażeniem, ale i troską. Odwróciłam wzrok, nie mogąc dłużej utrzymywać z nim tego kontaktu. Nie po to tu przyszłam, aby wdawać się w niepotrzebne rozmowy.
- Nic nie zrozumiesz, nikt mnie nie zrozumie.
-Może jesteś w błędzie. Zejdź stamtąd. – odezwał się wyciągając w moim kierunku dużą dłoń.
- Nie! – niemal to wykrzyczałam. – Chcę skończyć te swoje marne życie i tak nikt nie będzie po mnie płakał. Dla nikogo się nie liczę. – dodałam ciszej, a po moim policzku znowu zaczęły płynąć łzy.
- Zawsze możesz spróbować je zmienić. Możesz zacząć wszystko od nowa, [T.I].
- Skąd znasz moje imię? – spojrzałam na niego, tym razem uważnie przyglądając się jego twarzy. Zielone oczy, brązowe włosy, dość specyficzne rysy twarzy i nagle coś zaczęło mi to przypominać.
- Nie poznajesz mnie? Myślałam, że tylko udajesz, iż nie zwracasz uwagi na wszystkich wokół. – posłałam mu pytające spojrzenie. – Jestem Harry, chodzimy razem do klasy. – tak teraz sobie go przypominam. Ale cholera jasna, nie jestem tutaj, żeby z nim dyskutować!
- Możesz już odejść? Chcę skończyć to co zaczęłam. – warknęłam.
- Chyba nie myślisz, że teraz pozwolę ci się zabić. Nie po to byłem twoim cichym wielbicielem od dobrych dwóch lat, aby teraz cię zostawić. Doskonale znam twoją sytuację. Pomogę ci, obiecuję. – odezwał się głosem przepełnionym prawdą. Tak bardzo chciałam mu wierzyć.
- Nie pomożesz mi. – szepnęłam. – Nie chcę już żyć, a ty to wszystko mówisz, żebym tylko pokonała tą jebaną poręcz!
- Jakby tak było myślisz, że znalazłbym cię tutaj? Naprawdę? Widziałem cię wybiegającą z domu, poszedłem za tobą. Obserwowałem cię i wiedziałem, że jeśli cię nie zatrzymam, skoczysz. Tego bym nie wytrzymał. – spuścił głowę.
- Nie wierzę w to, rozumiesz? Jestem dla wszystkich niewidzialna. Mam dość. – powiedziałam, po czym ostatni raz omiotłam wzrokiem twarzy naprawdę przystojnego chłopaka i puściłam swój uchwyt. Jednakże okazało się, że nawet nie dane mi było ze sobą skończyć. Harry, jeśli dobrze zapamiętałam, złapał moją dłoń nie pozwalając mi spaść i udać się do lepszego świata. Podciągnął mnie i przeniósł na bezpieczną stronę poręczy, stawiając na nogach. Rozpłakałam się bezwładnie, nie mając na to żadnego wpływu. Chłopak szybko zamknął mnie swoich ramionach, a jego oddech był przyspieszony.
- Czemu nie pozwoliłeś mi tego wszystkiego skończyć?! Czemu?! – mówiłam z wyrzutem, uderzając go raz po raz w pierś.
- Bo się zakochałem. – odpowiedział szeptem.

                Moja próba samobójcza połączyła dwa zagubione serca. Chociaż nie wierzyłam w słowa Harry’ego na moście,  który wyznał mi swoje uczucia, teraz jestem tego pewna. Wiem, że gdyby nie on, nie byłoby by mnie teraz na świecie i nie cieszyłam się tym, że czuję się kochana, potrzebna i wyjątkowa. Zawdzięczam mu swoje życie, chociaż tak bardzo chciałam je wtedy stracić. On – ten uroczy chłopak o brązowych lokach, dołeczkach w policzkach i cudnych zielonych oczach – odmienił mnie i moje życie. Dzięki niemu żyję teraz w szczęśliwej rodzinie, chociaż niepełnej. Mieszkam z mamą, wynajęliśmy mieszkanie. Odizolowaliśmy się od ojca, a Harry jest  teraz moją teraźniejszością i przyszłością i niech tak zostanie.

Haha! Kocham Cię po prostu, Darcy <3 Widzicie co ona zrobiła powyżej? To ona to napisała, chociaż nie ma czasu. Dla was znalazła...
Kocham x
Daga.

1 komentarz: